Wtorek – 22.07.14
Jest wtorek, godzina trzecia nad ranem. Po wyjściu z lotniska rozpoczynamy:
Safari dzień trzeci – Delhi, Chandigarh
Miejsce zakwaterowania: | Delhi |
Liczba mieszkańców: | 22 mln |
Wysokość n.p.m.: | 239 m |
Średnie temperatury: | dzień: 34 °C, noc: 27 °C |
Liczba noclegów: | 1 |
Odległość od poprzedniego postoju: | 2200 km |
Przed lotniskiem czeka na nas kierowca. Uff! Kamień z serca :-). Prowadzi nas do samochodu. Samochód nie jest zbyt duży, część bagaży ląduje na dachu, ale wewnątrz nie jest źle. Ja zajmuję miejsce obok kierowcy. Za mną są dwa pojedyncze fotele i z tyłu trzyosobowa kanapa, którą zajmują dwie osoby. Od kierowcy dostaję teczkę z dokumentami i kopertę z kartami do telefonu. W teczce są vouchery na hotele na każdy dzień oraz umowy na wynajem samochodów. Wszystko pięknie wydrukowane i podpisane. Do tego kilka map, przewodników i materiałów o miejscach, do których się udajemy. Ruszamy w drogę.
Z lotniska mamy około 15 km do hotelu
Ajanta, w którym kwaterujemy się koło godziny czwartej:
Hotel Ajanta. Delhi. Indie.
Trzeba się sprężać, bo rano ruszamy. Przygotowuję sprzęt na jutrzejszy dzień (muszę przepakować bagaże), sprawdzam karty SIM. Działają, internet jest, ale zostały dwie, może trzy godziny snu. Nie ma żartów :-), jeszcze chwila i zapadam w sen.
Dzień rozpoczynamy śniadaniem o ósmej. Śniadanie jest w formie szwedzkiego stołu. Na początek to dobrze, może uda się stopniowo przestawić na posiłki palące usta :-).
Ruszamy koło godziny dziewiątej. Jedziemy do Chandigarh – do przejechania mamy 260 km autostradą:
Odcinek: Delhi – Chandigarh.
ale najpierw musimy wymienić dolary na rupie i pojechać do biura naszego organizatora, żeby wpłacić mu pozostałą do zapłaty kwotę za transport. Dość sprawnie się z tym uwijamy. Dostajemy rupie w dobrej cenie – 60 za dolara. W biurze też wszystko idzie po naszej myśli. Zapłaciliśmy trochę mniej niż się spodziewaliśmy, więc jest ok! O jedenastej jesteśmy już na peryferiach Delhi. Robię pierwsze zdjęcie z trasy:
Z trasy Delhi – Chandigarh. Indie.
ale jestem tu już trzeci raz i niewiele może mnie tu zaskoczyć. Kolorowe ciężarówki, ludzie na dachach pojazdów, pola ryżowe – to już widziałem, a noc była krótka, więc podsypiam. Więcej zdjęć z trasy nie ma :-). Około piętnastej jesteśmy w Chandigarh.
Miejsce zakwaterowania: | Chandigarh |
Liczba mieszkańców: | 1 mln |
Wysokość n.p.m.: | 321 m |
Średnie temperatury: | dzień: 37 °C, noc: 21 °C |
Liczba noclegów: | 1 |
Odległość od poprzedniego postoju: | 260 km |
Chandigarh (wym. Czandigar) to miasto zbudowane od zera. Stało się tak, ponieważ po odzyskaniu niepodległości przez Indie w roku 1947 stan Pendżab, na terenie którego leży Chandigarh został podzielony na dwie części. Część, w której znajdowała się ówczesna stolica stanu znalazła się w Pakistanie. Część indyjska stanu pozostała bez stolicy. Wtedy podjęto decyzję o wybudowaniu zupełnie nowego miasta. Głównym architektem miasta był
Le Corbusier.
Jesteśmy zakwaterowani w hotelu Himachal Bhawan. Do miejsc, które chcemy zwiedzić jest około 6 km. Dziś jest trochę wyjątkowy dzień. Przylecieliśmy w nocy, więc śniadanie o ósmej i tak było dość wczesne, potem konieczna wymiana waluty i wizyta w biurze. To wszystko spowodowało, że teraz na zwiedzanie zostało nam mało czasu. Prosimy kierowcę, żeby nam pomógł. Pewno też jest trochę zmęczony, ale bez problemu po chwili ruszamy.
Nasz pierwszy cel, to
Rock Garden (Ogród skalny, zwany też Ogrodem rzeźb). Kupujemy bilety i wchodzimy do środka. Wewnątrz wysoki mur, na środku sadzawka. Obeszliśmy sadzawkę i trochę zawiedzeni kierujemy się do wyjścia. Pytamy przechodniów, czy to już wszystko :-), a oni – że mamy wejść w wąską szczelinę miedzy murami i pokazują gdzie. Wracamy. I o ile wcześniej napisałem, że niewiele może mnie tu zaskoczyć, tak tym razem było inaczej. Na obszarze około 16 hektarów zbudowano niejako „komnaty”. Są one oddzielone od siebie wysokim murem powodującym, że nie widzimy tego, co jest dalej. Przejścia między „komnatami” są dość wąskie i ukryte, a ściany odgradzające są pokryte skałami i roślinnością. Całość tworzy jakby labirynt i nie wiemy co spotka nas za następnym przejściem. Przez cały ogród przepływa strumień tworzący w niektórych miejscach wodospady.
Pogoda do fotografowania słaba. Jest gorąco i duszno, brakuje błękitu nieba i słońca, które dałoby jakieś ciekawe oświetlenie:
Rock Garden. Chandigarh. Indie.
Na pierwszy rzut oka wygląda to dość naturalnie. Czujemy się jak w jakimś starożytnym mieście pochłanianym przez dżunglę. Wydaje się, że drzewa wyrastające ze ścian oplatają mury swoimi korzeniami. Ale to wszystko jest beton :-). To, co na powyższym zdjęciu wydaje się być zwisającymi lianami, w rzeczywistości jest metalowym zbrojeniem wystającym ze ścian :-). Te metalowe druty są powyginane jak korzenie i oklejone betonem:
Rock Garden. Chandigarh. Indie.
Zniechęcony trochę tą sytuacją (na początku wydawało mi się, że to prawdziwe korzenie) chowam aparat do torby :-(. Idziemy dalej. Kolejna „komnata” i znów zdziwienie. Setki (a może tysiące) figurek wykonanych z porcelanowych odpadów. Aparat wraca do łask :-):
Rock Garden. Chandigarh. Indie.
Teraz wiem, czemu ogród ma drugą nazwę – „Ogród rzeźb”. Kolejne „komnaty” i mijamy stada zwierząt (małpek, psów, słoni), grupy ludzi. Mężczyźni, kobiety, podobni do siebie, ale każda figurka inna. To naprawdę robi wrażenie:
Rock Garden. Chandigarh. Indie.
Z Rock Garden jedziemy obejrzeć
Vidhan Sabha (inna nazwa to „Legislative Assembly”, czyli Parlament). W skład kompleksu wchodzą trzy, chyba najsłynniejsze budowle miasta, tj:
Palace of Assembly (Parlament),
Secretariat (Sekretariat) i
High Court (Sąd Najwyższy). Warunki do fotografowania coraz słabsze, ja już się poddałem, ale Martyna nie daje za wygraną i rzutem na taśmę łapie jeszcze słynną „łapę” – symbol Chandigarch:
Open hand. Chandigarh. Indie.
O dziewiętnastej jesteśmy w hotelu i w końcu mamy chwilę na uporządkowanie bagaży i odpoczynek po podróży.