Środa – 23.07.14
Dzisiejszy cel, to Amritsar.
Odcinek: Chandigarh – Amritsar. Indie.
Podobnie jak wczoraj – jedziemy dwupasmową autostradą, a po obu jej stronach prawie przez całą drogę mijamy nieciekawe zabudowania. Pogoda taka sobie. Nie pada, ale nieba błękitnego brak. Jest bardzo ciepło. Czasem trafi się coś ciekawego, jak np. ten pielgrzym:
W drodze z Chandigarch do Amritsar. Indie.
ale generalnie odsypiamy wcześniej zarwane noce i męczące dni.
Safari dzień czwarty – Amritsar
Miejsce zakwaterowania: | Amritsar |
Liczba mieszkańców: | 1,1 mln |
Wysokość n.p.m.: | 218 m |
Średnie temperatury: | dzień: 35 °C, noc: 25 °C |
Liczba noclegów: | 1 |
Odległość od poprzedniego postoju: | 236 km |
O godzinie piętnastej meldujemy się w hotelu
Sanjog International i po godzinnym odpoczynku jedziemy obejrzeć ceremonię Wagah Border.
Około 30 km od Amritsar – w miejscowości Wagah (leżącej po stronie pakistańskiej) jest drogowe przejście graniczne między Indiami i Pakistanem. Przejście to zostało otwarte w roku 1959, ale każdego dnia jest na noc zamykane. Codziennie wieczorem oddziały wojsk granicznych obu stron dokonują uroczystego zamknięcia bramy i opuszczenia flag obu państw.
Uroczystość polega na demonstrowaniu musztry paradnej i siły przez obie strony. W zasadzie nie da się sfotografować istoty tej parady. To trzeba zobaczyć na żywo lub przynajmniej obejrzeć na filmie. Istotną role grają tu bowiem gesty oraz komendy i okrzyki żołnierzy wykonujących tę paradę.
Wagah Border. Granica indyjsko-pakistańska po stronie indyjskiej.
W każdym razie, żołnierze obu stron mimo trzydziestoparostopniowego upału prezentują się doskonale:
Wagah Border. Indie.
A co najważniejsze, pozwalają się fotografować:
Ewa i Nela z żołnierzem Armii Indyjskiej po ceremonii Wagah Border. Indie.
Po ceremonii wracamy do hotelu. Jest godzina dwudziesta. Krótki odpoczynek i tuk-tukiem jedziemy zwiedzić
Złotą świątynię. Plan minimum zakładał zrobienie kilku zdjęć z zewnątrz i szybki powrót. Okazało się jednak, że miejsce jest tak ciekawe, a
Sikhowie tak przyjaźni, że spędziliśmy tam trzy godziny i w zasadzie wróciliśmy tylko dlatego, że rozsądek doradzał nam zrobić odwrót.
Najpierw obejrzeliśmy świątynię z zewnątrz z różnych stron:
a potem, kiedy byliśmy już bliżej wejścia – Sikhowie gestami pokazywali gdzie mamy iść. I tak – z komnaty, do komnaty doszliśmy aż do pomieszczenia, w którym nieprzerwanie od setek lat czytana jest
Święta Księga Sikhów. Zdjęć nie mam, księgi fotografować nie wolno, ale księga jest bardzo duża (szacując – po przekątnej około 60-70 cm i gruba na około 15-20 cm). Kiedy czytający księgę Sikh przekładał stronice, widać było kilkucentymetrowej wielkości litery.
Do hotelu wróciliśmy tuk-tukiem parę minut po północy, ale wszyscy byli zgodni co do tego, że byliśmy za krótko :-).